sobota, 31 grudnia 2011

przednoworocznie

podobno na początku II trymestru powinnam być już przyzwyczajona do ciąży, radośnie podchodzić do rosnącego brzuszka, "korzystać z czasu, jaki możecie teraz spędzać razem", "dbać o siebie" i ogólnie żyć w stanie radosnego oczekiwania. ja mam jednak wrażenie, że jestem na krawędzi depresji przedporodowej. obiektywnie miły, dobry czas, subiektywnie szarość i nijakość.
to poczucie winy, poczucie bycia niewdzięczną, przecież mam wszystko, przecież INNI mają gorzej, przecież POWINNAM się cieszyć.
radość pojawia się we mnie na chwilę, a potem gaśnie, uśmiecham się i odpowiadam szczebiocząc, ale pod spodem jest mrok, jest zima.
mam nadzieję, że wbrew poradnikom tego nie doświadczasz, że pływasz sobie w moim brzuchu w prywatnym morzu wewnętrznym i czujesz bardziej nastrój swojego taty niż mój.
***
prawdopodobnie noworocznie POWINNAM postanowić, że będę radosna. postanawiam, ale naprawdę nie wiem, naprawdę nie wiem

wtorek, 27 grudnia 2011

śledzie i łamańce

w tym roku byłam niezwykle łatwym odbiorca życzeń świątecznych, chociaż wszystkie złożone były w dość zakamuflowanej formie (w stylu: "aby wszystko poszło pomyślnie", co można interpretować zarówno jako "żeby cię nie pocięli" jak i "żeby dziecko miało minimum 12 pkt w skali apgar i chociaż uwielbiamy dziewczynki, to żeby jednak było chłopcem") św. Mikołaj również przejął się rolą i skompletowaliśmy już dość imponującą biblioteczkę młodych rodziców (przyszły tata kartkując książki nadal skupia się na jednym konkretnym detalu związanym z laktacją). tymczasem idąc z duchem czasów przerzucamy się na e-booki.
***
kombinacja śledzi i potraw z makiem nie zrobiła na dzidziolu wrażenia. w świątecznym dobrym nastroju wkroczyliśmy w 15 tydzień życia.

piątek, 23 grudnia 2011

spod choinki

masz już ponad 7cm od pupki do główki, umiesz machać łapką a dla taty ssałeś/ssałaś kciuka.
a twoi rodzice ubrali swoją pierwszą wspólną choinkę i pomyśleli, że za rok będzie cudownie ubrać  twoją pierwszą choinkę.
wesołych świąt, okruszku!

wtorek, 20 grudnia 2011

bim-bom!

śnieży. jutro idziemy na usg i po choinkę.
jestem w bardzo świątecznym nastroju. bim - bom!

poniedziałek, 12 grudnia 2011

cry, cry babe...

...czyli post o szalejących hormonach, które zamieniają mnie w kupkę nieszczęścia i nawet czekolada nie pomaga. wzrusza mnie wszystko: mały kotek (nie daj boże z przetrąconą łapką), chory ptaszek, ciemna godzina. a jak nie ma co wzruszać, to po prostu jest mi smutno i najchętniej bym siedziała pod kocem. weekend nieco poprawił sytuację, ale dziś jest poniedziałek, a poniedziałki same w sobie są trudne. możliwe zatem, że pan kominiarz, co ma nas dziś nawiedzić, zostanie przywitany fontanną łez.

środa, 7 grudnia 2011

a dzisiaj...

kochanie, widziałam dzisiaj Twoje rączki, malutkie paluszki, niemalże przezroczyste, i to była ta chwila. poczułam, że jestem Twoją mamą, okruszku.

wtorek, 6 grudnia 2011

dwie kreski i sprawy naukowe

zadanie tygodnia: nauka ssania kciuka
a tymczasem przyszła maman nabyła księgę rozmiarów encyklopedycznych w temacie rozwoju bobasów. pozycja jest niezła, rozwiała m.in. moje wątpliwości w kwestii ilości i jakości ubranek, które niezbędnie trzeba nabyć PRZED oraz ubranek, które można olać i pozyskać od żądnych inwestycji w bobasa krewnych i znajomych królika. księga uczy też podawania cycka (to jest jedyny fragment, który zainteresował przyszłego papa, na krótko jednak, ze względu na brak zdjęć) i odpowiada na naprawdę trafne pytania (np. co zrobić, gdy dziecko gryzie cię w sutka z uśmieszkiem wykluczającym przypadkowość działań)

wtorek, 29 listopada 2011

jedenastka

11 tydzień. brzuszek widać. instynktu macierzyńskiego nadal brak.
tymczasem dzidziol ma już uszka na swoim miejscu, skubany. 

piątek, 25 listopada 2011

dzień słonego paluszka

kiedy pracowałam dla największej korpo na świecie, wielką radość budziły w nas przesłania SG ogłaszające dany rok, rokiem czegoś-tam-niezwykle-ważnego. tak więc moją pracę rozpoczęłam w roku ryżu, a zakończyłam w roku ziemniaka. mimo licznych wniosków, roku klusków leniwych nie udało się uchwalić.

no to teraz mam za swoje. dzidziol w burzy hormonów zmusza swoją karmicielkę do interesowania się coraz to nowymi przysmakami. środa była dniem pizzy ze szpinakiem. wczoraj ewidentnie obchodziliśmy dzień koziego sera. a dziś mamy dzień słonego paluszka.

strach się bać, co będzie jutro. czytałam, że ciężarne kobiety miewają zachcianki również na rzeczy (stereotypowo) niejadalne, np. na kredę albo błotko. i co to będzie, jak pewnego dnia schrupię filiżanki rosenthala, co to je dostaliśmy w ślubnym prezencie? strach, strach i zgrzytanie zębów.

niedziela, 20 listopada 2011

by night

jutro rozpoczynamy 10 tydzień bycia razem. będziemy współodczuwać emocje i takie tam. wczoraj byliśmy razem na tańcach, dzidziolowi się chyba podobało. popodskakiwał sobie nawet do prodigy i obalił dwie mineralki i tonik. położyliśmy się spać o szalonej godzinie (tzn. trzeciej w nocy), co było możliwe tylko po niemalże trzygodzinnej drzemce przygotowawczej.
***
na razie waga w granicach nie przekraczających normy. czekolada i kawa nadal na cenzurowanym. mdłości nikłe, znikające całkiem po spożyciu drożdżówki. ochota na lody w tendencji wzrostowej. o.

środa, 16 listopada 2011

159 na minutę

ladies & gents,
dzidziol ma już serduszko, bijące 159 razy na minutę, a także jest szczęśliwym posiadaczem dziurek u nosa. mierzy 150mm od czubka do pupy i wygląda jak dorodna fasola. nie lubi czekolady (nie wiem, po kim to ma), ale ciągnie go do drożdżówek i ostro przyprawionych potraw (to akurat wiadomo, po kim ma) . prawdopodobnie ma ogon.
***
ja nadal zajmuję się głównie spaniem. i staniki mi się skurczyły. 

niedziela, 13 listopada 2011

je je je

skutkiem posiadania w brzuchu czarnej dziury jest pochłanianie. jemy. je-my.
***
a jak nie jemy to śpimy :)

piątek, 4 listopada 2011

a jeśli

a jeśli by tam Ciebie nie było...?
bądź pełna, moja mała czarna dziuro.

środa, 2 listopada 2011

pierwsze foto

zostałam dziś obejrzana od środka. dwie kreski na fotce występują jako mała czarna dziura (oficjalnie: pęcherzyk ciążowy) i dostały metryczkę: piąty tydzień.
kolejne usg za 2 tygodnie i oczekujemy, drogie dwie kreski, ujawnienia się w postaci zarodka i pokazania ładnie panu doktorowi przestrzeni od przyszłej pupki do przyszłej główki.
***
chętnie przespałabym te dwa tygodnie. mam ku temu predyspozycje.

poniedziałek, 31 października 2011

flauta

nic się nie dzieje.
poza tym, że wykrywam zapach kiszonych ogórków z odległości 10 m. w ogóle kiszone ogórki są dobre.
i trochę częściej jestem senna (co może być też spowodowane jesiennym bluesem i rzadszym piciem kawy).
poza tym flauta.

sobota, 29 października 2011

dwie kreski. początek

pierwsze dwie kreski pojawiły się znienacka. zrobiłam test, przyjrzałam się mu krytycznym okiem i stwierdziłam występowanie kreski szt. 1. więc porzuciłam test w szufladzie. a tymczasem nieznane mi bliżej reakcje chemiczne wzięły się w garść i na teście zamajaczyła druga kreska. bardzo mdła.
***
drugi test - no nie wiem, jakby się przyjrzeć...
***
trzeci test - pod pewnym kątem patrzenia są dwie
***
czwarty test - dwie różowe wypasione kreski.
dwie kreski  nagle odkreskowują rzeczywistość: wino jest be, sushi jest be, sery pleśniowe są be. skupiska ludzi niewskazane. narty niepolecane. dalekie podróże nieakceptowane. a twoja osobista matka pyta, czy nie usiadłabyś w autobusie.
***
nie dają się zwariować idę fikać nogą na fitnessie. dwie kreski fikają ze mną.