piątek, 25 listopada 2011

dzień słonego paluszka

kiedy pracowałam dla największej korpo na świecie, wielką radość budziły w nas przesłania SG ogłaszające dany rok, rokiem czegoś-tam-niezwykle-ważnego. tak więc moją pracę rozpoczęłam w roku ryżu, a zakończyłam w roku ziemniaka. mimo licznych wniosków, roku klusków leniwych nie udało się uchwalić.

no to teraz mam za swoje. dzidziol w burzy hormonów zmusza swoją karmicielkę do interesowania się coraz to nowymi przysmakami. środa była dniem pizzy ze szpinakiem. wczoraj ewidentnie obchodziliśmy dzień koziego sera. a dziś mamy dzień słonego paluszka.

strach się bać, co będzie jutro. czytałam, że ciężarne kobiety miewają zachcianki również na rzeczy (stereotypowo) niejadalne, np. na kredę albo błotko. i co to będzie, jak pewnego dnia schrupię filiżanki rosenthala, co to je dostaliśmy w ślubnym prezencie? strach, strach i zgrzytanie zębów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz