niedziela, 30 grudnia 2012

w podróży i w domu

Po tygodniu odwiedzin i występów gościnnych powitanie nowego roku w domu będzie nad wyraz miłą odmianą. Niemniej na wyjeździe Ignacy odkrył dziką radość z zabawy piłką (lub pomarańczą) oraz urok przytulania się w pozycji siedzącej. Ponadto wprowadził do swojego portfolio dwa nowe rodzaje okrzyków oraz doprowadził do perfekcji przesuwanie się na pleckach. A jutro z okazji ukończenia pół roku cały świat będzie wiwatował na jego cześć (choć mamy nadzieję, że wiwaty jedynie ukołyszą go do snu).

poniedziałek, 24 grudnia 2012

święta i po świętach też

obudziłam się rano, moi chłopcy jeszcze spali, przytuleni do siebie. za oknem prószył śnieg (to nic, że teraz się topi). zapaliłam choinkowe lampki. było cicho. spokojnie. dobrze.
sprawiacie, że jestem szczęśliwa.


sobota, 22 grudnia 2012

cały tata

nasz synek
marchewki nie je
kaszki nie je
bananów nie je
dyni nie je
jabłka nie je
a kabanosy z lubością wysysa

poniedziałek, 17 grudnia 2012

laba

urlopowi macierzyńskiemu powiedziałam dziś: adieu!
a teraz przebywam na urlopie wypoczynkowym, że niby. choć jakoś palem i drinków z palemką nie widzę w najbliższej okolicy.

sobota, 15 grudnia 2012

wy-li-czan-ki

ulubiona wyliczanka (ulubiona głównie przez rodziców, Ignac ogólnie się cieszy na wszelkie wyliczanki, włącznie z wyliczaniem zwierząt dostępnych na safari tudzież członków rodziny): bierzemy muchy w paluchy, robimy z muchów placuchy, kładziemy placuchy na blachy i mamy radochy po pachy!

wtorek, 11 grudnia 2012

niusy

nowa sprawność: rzut grzechotką w dal, siną dal...
śnieg lubimy, kaszki nie lubimy. ale i to i to połykamy. 

środa, 5 grudnia 2012

siadanie na śniadanie

pierwszy siniak (w zasadzie minisiniaczek) zdobyty podczas siedzenia przy stole z mamą.
lekcja nr 1: do stołu sięgamy łapką, nie pyszczkiem.

niedziela, 2 grudnia 2012

6 miesiąc czas zacząć

W sobotę wybraliśmy się na smykofonię - koncerty muzyki klasycznej dla maluchów. Ignacy bardzo zadowolony, szczególnie podobała mu się Polka Ohne Sorgen Johanna Straussa, patatajowana na kolanach taty. Dzisiaj natomiast atrakcje wizualne, czyli spacer Krakowskim Przedmieściem.
I tak mamy pięć miesięcy we troje. Kiedy to było...


czwartek, 29 listopada 2012

banana na na

Od kilku dni walczymy z katarem. Nie będę rozpisywać się w tym wątku; kto odciągał bobasowi gluty z nosa o 4 nad ranem zrozumie, że jest to sytuacja, na którą chciałoby się spuścić zasłonę zapomnienia.
Chcąc sprawić Igasiowi przyjemność w tych trudnych czasach, kupiłam pyszny (moim i tylko moim zdaniem...) słoiczek "Delikatny banan. Mój pierwszy deserek". Prawdopodobnie jest to pierwszy i ostatni deserek o smaku banana. Ignacy pluł aż wypluł ostatnią kropelkę o smaku przypominającym deserek. Bananowej młodzieży z niego nie będzie.
***
Może to geny? Mam mgliste wspomnienie z dzieciństwa dotyczące (zdobycznych, wystanych w kolejce) bananów. Siedzimy w kuchni, ja, mój tata i Anka, i ja odmawiam zjedzenia tych bananów. Więc oni, chcąc wziąć mnie sprytem, kroją banany w plasterki, nadziewają na wykałaczki i udają, że to lizaki... Ech. Nature or nurture?

poniedziałek, 26 listopada 2012

tańce

Gdy nie siedzimy (z podparciem, "na kotka") to tańczymy. Synek polubił tańce w chuście, którą w międzyczasie nieprawdopodobnie obślinia. Zaczęliśmy na zajęciach prowadzonych przez Karolinę (polecam! zajęcia odbywają się w czwartki o 14.00 na bliskiej Ochocie - niedaleko Och Teatru, o tu: http://jogarytm.pl/, młode można trzymać też w nosidle) i tak nam zostało. Przetańczyliśmy akcję czyszczenia kanap (brawo Franek!), wytańczyliśmy precz katar (mój), a dziś były tańce-usypiańce do śpiewu Mari Boine. O.

czwartek, 22 listopada 2012

marrrrchewka

karmienie - odsłona druga. w rolach głównych: bobas (w stroju maskującym) i marchewka (saute).  prawdopodobnie jedna łyżeczka marchewki została pożarta; czas (czyt: kupa) pokaże. reszta marchewki znalazła się na okolicznych sprzętach; dyseminacji sprzyjało kichnięcie w momencie podawania rzeczonej marchwi.

(bohaterami karmienie nr 1 były: ziemniak, pietruszka i marchewka w postaci pysznej - przynajmniej dla matki karmicielki - zupki; pomysł nie przyjął się, nastąpiło wycie&plucie)

poniedziałek, 19 listopada 2012

poniedziałek

rządzą: żyrafa, zebra, krokodyl (przy krokodylu Maluch śmieje się do rozpuku), piosenka o rybkach (punkty kulminacyjne: chlup-chlup-chlup i zjadanie przez wieloryba) oraz samolot (made by tata)
radość dnia: kupa&siku w trakcie przewijania. niestety na łóżku. niestety o 6:30
odkrycie: kąpiel na brzuszku

piątek, 16 listopada 2012

czwartek, 15 listopada 2012

cztery i pół miesiąca

Mierzenie, ważenie, szczepienie: mamy w domu 63cm i 6150g bobasa. Lekarki uwiedzione - punktem kulminacyjnym wizyty było śmianie się do długopisu.

czwartek, 8 listopada 2012

przewrót

Przewrót nastąpił: fikutaj z brzuszka na plecy, podczas występów gościnnych u Karoliny i Kaliny. Był jeden bis.

wtorek, 6 listopada 2012

the breast is not enough

I tu zaszła zmiana: ponieważ Ignacy najwyraźniej planuje pobić rekordy Bolta i trenuje biegi nawet przez sen (teoria nr 2 mówi o przejęciu utraconych tytułów Lance Armstronga), potrzebuje najwyraźniej więcej mlecznego paliwa. Od razu uprzedzę plotki o tym, aby mleko me wzbogacane było niedozwolonymi substancjami. Proszę państwa, mój syn rozpoczął treningi w wieku 4 miesięcy! W każdym razie one breast is not enough, wysysana jestem obecnie symetrycznie za każdym posiedzeniem. To oznacza, że w tym miesiącu wprowadzimy ryżową kaszkę i nastanie ERA ŚLINIAKA.

sobota, 3 listopada 2012

zwierzęta małe i duże

Idę wieczorem do łóżka, a tam małe zoo: misie koala szt. 2 (z czego jeden "on the stick"), niedźwiedź brunatny, pomarańczowy kot, lew, księżycowa krówka, niebieski słoń z różowymi uszami, papuga, różowy smok oraz mysz lat 32, importowana z Paris-Paris. A wśród tej całej menażerii leży mały, śpiący kociaczek.

środa, 31 października 2012

witaminki

polecamy warzywno-owocowe kosze z Waw.rzywniaka, w rozmiarze czteromiesięcznego bobasa. najlepsze są gruszki, w sam raz na małe paluszki, hej!

wtorek, 30 października 2012

sobota, 27 października 2012

bim bom!

pierwszy śnieg zaliczony.
(nie ukrywam, że przyjemniej byłoby, gdyby to było w grudniu)

środa, 24 października 2012

tralalala

Maluch przeżywa fascynację dźwiękiem, zarówno paszczowym własnym (wydaje nieziemskie okrzyki i pomruki), jak również osób trzecich: byliśmy na dwóch zajęciach umuzykalniających bobasy metodą Gordona, fantastyczna sprawa! Prowadząca intonuje tonację i wprowadza różne gadżety: kolorowe apaszki (zabawa w nie ma - jest), bańki mydlane, pacynki. Ignaś przez bite 45 min z oczami jak spodki patrzy na dzieci i całe zamieszanie wokół najwyraźniej bardzo mu się podoba. Poza tym jak muzyczka gra to z założenia morowo jest (prawdopodobnie jest to efekt prenatalnych sesji reggae z tatą).
***
Jadąc na muzyczkę wsiedliśmy w wesoły tramwaj: jechał z nami akordeonista, oburzony pomstujący na konfidentów wyprzedających naród, który każdą wypowiedź kończył odniesieniem do warzyw (i cebule wymarzły, i pomidory. i rzodkiewka. i jabłka.) oraz wycieczka dzieci. Dzieciom bardzo podobał się bobas (efekt ubierania Ignaca w białe futerko, w którym wygląda jak mini mis polarny): dziewczęta robiły "uuuu, jaki słodkiiiii" a chłopcy intonowali "lulajże".
***
W domu natomiast gra karuzela z misiami (wariacja nt. panie Janie), mata edukacyjna (odgłosy puszczy + zestaw skocznych melodyjek) i radio PIN.
***
Są takie chwile, że najpiękniejsza muzyką dla mych uszu jest cisza. :)

sobota, 20 października 2012

nioska

Kupiłam nosidełko. Wszystko to w wyniku dzikich wrzasków, jakie Młody zaczął wydawać z siebie przy próbie zamotania w chuście (chociaż w tej sprawie nie powiedzieliśmy sobie jeszcze ostatniego słowa - w listopadzie idziemy na chustotańczenie). Sytuacja jest poważna - wózek ogranicza (bardzo), ponadto Młody jest już dość ciężkim pulpeciątkiem, które bardzo lubi patrzeć na świat znad maminego/tatowego/babcinego ramienia. I co? Nosidełko zostało przyjęte wielkim rykiem.Cóż - w okresie obecnego skoku rozwojowego (zdarzenia) młode uczą się rozumieć sekwencje zdarzeń; sekwencja na weekend to: maluch w nosidle - szczęśliwa mama.
***
A dzisiaj z okazji naszego wyjścia do kina, Młody zostaje z dziadkiem (moim tatą); zaintrygowana jestem wynikiem tegoż eksperymentu.

wtorek, 16 października 2012

niedźwiedzie

mam w domu małego mlekożercę. co tam futra i czapki, na jesienne chłody najlepsza jest warstewka tłuszczyku. i ja karmię, karmię, karmię. i chcę jeść, jeść, jeść.
w listopadzie będziemy jak ursa minor i ursa maior.
***
gaga, powiedział mój syn.

piątek, 12 października 2012

zen

młode mamy, w tę sobotę kierunek Solec! patrz TU
***
a tymczasem w naszej zagródce Ignac fika w rytm Jezus Marii Peszek (kolejna dobra płyta) i śmieje się do kolorowych motyli (mata edukacyjna rulez). byliśmy dziś na naszym fitnesie, Młody ma ksywkę "człowiek ZEN": gdy inne dzieci przemieszczają się/wyją/cycachcą on sobie leży i patrzy. i się uśmiecha. co prawda dzisiaj na zakończenie wystąpiła wielka kupa, ale ten przypadek też przyjął ze spokojem i szerokim, błogim uśmiechem.

środa, 3 października 2012

czuj czuj czuwaj

podstawowa cecha matki? cz.... czułość? nie! czujność! czujnie wypatrzyć zbliżający się niskopodłogowy tramwaj lub czujnie wyczuć osobowość współpasażerów, celem trafnego wyboru ofiary, która pomoże wtaszczyć/wytaszczyć wózek (gdy tramwaj niskopodłogowy nie jest); to prawdziwa zaleta, mieć oko i ucho otwarte. i wiedzieć, kiedy je zamknąć, bo w sumie po co denerwować się chamskim kierowcą? może zły dzień miał, biedak.
***
Młody miał dziś usg bioderek, o miesiąc za późno, a i tak miesiąc wcześniej niż przewidział dla nas nfz. całe szczęście bioderka są cacy, jak cały Ignacy. w ogóle w poradni wzbudziliśmy sensację domagając się uruchomienia dźwigu dla niepełnosprawnych. trzy panie się zbiegły. całe szczęście matka była w nastroju przysiadalnym, a Młody obdarzył tłumek rozkosznym uśmiechem, udał o się więc.

wtorek, 2 października 2012

welcome back

za szybko chodzę. inne kobiety z wózkami suną statecznie, z godnością, jak żaglowce. ja zapierniczam jak motorówka. i zapuszczam się coraz dalej, bo ileż razy można obiec Łazienki, łyknąć Pola Mokotowskie czy też Park Ujazdowski? miasto robi się ciasne.
***
nastąpiła jesień. kryzys był wczoraj - pierwszy pourlopowy dzień sam na sam z Młodym (będącym lekko nie w sosie, ja mu się nie dziwię: spodnie i swetry zamiast gołej pupy pod palmą) . padłam. dziś jest dobrze, taką jesień w złocie i kasztanach lubię.
***
padły ostatnie bastiony: jemy cytrusy i fasolkę.

niedziela, 30 września 2012

na Krecie


podróże kształcą. na wywczasie Ignac opanował sztukę wkładania sobie do buzi różnych rzeczy - od własnej łapki po nos taty. poza tym zaliczył plażowanie pod palmą daktylową, moczenie stóp w basenie i 'dżakuzję', jak mawia kuzynka Amelka. a na śniadanie było puci-puci po holendersku.
***
zdumiewające, że małe dziecko ogląda się jak eksponat na wystawie, bez żadnych oporów: dotykając, wsadzając łeb do wózka, zadając tysiące pytań. czy intrygującego brodacza o posturze marynarza też byście pomiziali i zapytali o wiek?

piątek, 21 września 2012

lecimy

lecimy na Kretę. kto czyta, niech kciuki za nas troje trzyma.
***
mam podejrzenie, że na greckiej ziemi bobas opanuje sztuczkę przewracania się na brzuszek.

środa, 19 września 2012

kociątko

mój synek pachnie mlekiem i patrzy na mnie tak, jak nigdy nikt na mnie nie patrzył

niedziela, 16 września 2012

weekendowo

wczoraj gotowaliśmy rodzinną zupę z dyni. siostry cioteczne Ignasia ulepiły ciastka z plasteliny, przebrały się za Chinki i tygrysy, mierzyły buty (ach, kobiety) i składały deklaracje ożenienia się z Ignacym (póki co skończyło się na przytulankach); rodzice pili wino. bardzo udany wieczór to był.
***
dziś nawiedziliśmy prababcię nr 2 (podchodząc do tematu prababci chronologicznie) i odbyła się premiera czapki z daszkiem (i traktorem). Ignaś uwielbia warkot motoru, tata warczy więc i imituje zmianę biegów. wieczorami zaś królują kolorowe, podświetlane motyle.

czwartek, 13 września 2012

pada

w czasie deszczu dzieci się nudzą, w związku z czym mamy bardzo nie nudzą się. dzieci marudzą, mamy biorą na ręce, zabawiają, karmią, przewijają i klną cichutko pod nosem, a głośniej w łazience (jeśli uda im się dotrzeć do łazienki). mamy się irytują, próbują się nie irytować (co jest przeciwskuteczne), a potem irytują się, że się irytują. a dzieci marudzą.
pada. pada. pada.

niedziela, 9 września 2012

różności

nasze menu poszerzyło się o ogórki małosolne i cebulę. kolejne wyzwanie - cytryna.
***
hegemonia krowy zagrożona! w konkursie na ulubioną zabawkę na prowadzenie wysuwa się różowy smok. w kolejce czeka flaming.
***
poranny powód do radości: kremowanie pyszczorraa (spécialité taty) i fikanie nogami. kolejność dowolna, byle na deser podano mleko. 
***
nowy blond włos nam się sypie.
***
rozpoczęliśmy 11 tydzień.

sobota, 1 września 2012

dwa końce

Ignacy skończył dwa miesiące, a przy okazji skończyły się wakacje. Nikt mi nie powiedział, że matki mają wbudowaną funkcję otwierania szeroko oczu i mówienia "jak ten czas leci".

czwartek, 30 sierpnia 2012

matki, ptaki i króliki

Młody został dziś najmłodszym zwiedzającym w Królikarni, gdzie wśród ochów i achów różnych ciotek-klotek oglądaliśmy wystawę prac Sary Lipskiej - dizajnerki, projektantki, malarki, a przy okazji matki Marii Xawery Dunikowskiej (relacja z Dunikowskim, zapewne dość istotna w jej życiu, wyciągana jest jako main topic we wszystkich recenzjach wystawy; myślę, że twórczość Sary Lipskiej nie potrzebuje tego typu promocji, broni się sama). Urzekły nas piękne, nasycone kolory i ptaki, ptaki! Młody wyglądał na zachwyconego, a oczka miał jak błękitne guziczki. Może zostanie malarzem? ;)

Ochy i achy należały się zaś mnie, matce walczącej, która nie zważając na przeciwności w postaci schodów (wielu), dotarła na tęże wystawę. Do czytania o sprawach i sprawkach miejskich matek zapraszam na nowym, jeszcze ciepłym blogu, który współdzielę i współtworzę: http://miastomamy.blogspot.com/

niedziela, 26 sierpnia 2012

sky is the limit?

fruuu... dla synka kręcące się na karuzeli misie, dla rodziców ultralekki samolocik. rodzinny weekend bujania w obłokach.

piątek, 24 sierpnia 2012

rosnę!

zważony, zmierzony, zaszczepiony
jestem dużym, dzielnym chłopcem, a jeszcze całkiem niedawno byłem małym kurczaczkiem.
 





czwartek, 23 sierpnia 2012

ukołysać terrorystę cz. 2

czyli resztka artykułu singielki nie planującej (haha) dzieci w temacie ich usypiania.
***
Dzieciowe strategie
1.Tuptak nocny
Hasa, bo boi się rozłąki
Tuptak daje ułożyć się do snu... ale za chwilę „tup tup tup”, wraca do pokoju rodziców, gdzie rozpoczyna hasanie. Strategia tuptaka pojawia się zazwyczaj po powrocie rodziców z wyjazdu. Maluch boi się, że po obudzeniu nie zastanie mamusi / tatusia. Hasanie jest dramatyczna próbą powsztrzymania się od zaśnięcia. Najlepszym krokiem jest uświadomienie dziecku jego obaw. Warto tez zapewnić maleństwo, że nie warto się bać. Możesz powiedzieć: „Boisz się, że tatuś pojechał, tak jak przedtem. Tatuś teraz nigdzie nie jedzie, zostanie z tobą”. Buziak. I do łóżeczka. Tup, tup, tup.

2.Dyktator wieczorny
Hasa, bo.. bo tak!
Najtrudniej poradzić sobie z dwuletnim berbeciem, dla którego wieczorne hasanie jest formą wyrażenia swojej woli. Komenda „Marsz do łóżeczka”, czy nawet prośba „ może pójdziemy spać” wywołają efekt odwrotny do zamierzonego. Dwulatek chce „chcieć” lub „niechcieć”, czyli jednym słowem zademonstrować swoja dwulatkową wolę. Pozwól mu więc ją wyrazić, na przykład zadając pytanie „czy weźmiemy do łóżeczka misia czy króliczka?” Taka propozycja wywoła głębokie zamyślenie, co pozwoli ci wykonać manewr zakładania piżamki. Pytanie „chcesz bajeczkę o krasnoludkach czy poczytać ci książeczkę?”, zadane w trakcie pokonywania trudnego dystansu pokój – sypialnia, pozwoli na osiągnięcie takiego stopnia refleksji, że kwestia turlania się po łóżku odejdzie w zapomnienie.

3.Piżamowiec stęskniony
Hasa, bo chce wydłużyć czas spędzony z mamusią
Piżamowiec tęskni za obecnością rodziców, szczególnie tych zabieganych, z którymi widzi się tylko wieczorami. Chciałby więc te wieczory wycisnąć jak cytrynki. Piżamowiec rozpoczyna wieczorna kampanię strategią „picisiku” – czyli na zmianę „chcę pić, chcę siusiu”. To najlepsza metoda na zatrzymanie rodziców przy sobie. Zaraz po tym następuje desant na kolana tatusia lub na rączki mamusi. Maluch nagle staje się nad wyraz rozmowny, opowiada z detalami dzień w przedszkolu, włącznie z jadłospisem i opowieścią o pani przedszkolance. Najlepszym kontratakiem jest stanowczość. „Jeden soczek wystarczy. Teraz małe dziewczynki kładą się do łóżeczka i już z niego nie wychodzą” lub „Opowiesz mi o kotku z przedszkola przy śniadaniu”. Nie rzucaj jednak obietnic na wiatr. Rano naprawdę wsłuchaj się w historię kotka. Pamiętaj, że twój maluch nie chce sfrustrowanej mamusi, która zrezygnowała z pracy na rzecz gotowania obiadków. Chce mamusi, która dotrzymuje umów.

4.Bokasia o zmierzchu
Hasa, bo Kasia też hasa.
Około 3 roku życia dziecko przechodzi „bokasiowanie”, czyli etap naśladowania swoich przedszkolnych przyjaciół. Dodatkowo potrafi już nieźle argumentować. Pewnego wieczoru dowiesz się, że tak naprawdę to jest  wcześnie. Pociecha poinformuje cię także, że „Kasia nie musi chodzić spać o tej porze”. Przygotuj się także na prawdziwy hit, w rodzaju „a Krzyś ZAWSZE wieczorem  tarza się ze swoim tatą po podłodze”.
Sposobem na poradzenie sobie z bokasią jest przebicie oferty rówieśników. Powędrowanie do łóżeczka powinno być nagroda za dzień spędzony na trudach szaleństw podwórkowych. Taka nagrodą może być poczytanie bajek, szczególnie gdy robi to rodzic, który mniej czasu spędza z dzieckiem. Nagrodą jest też możliwość zabrania do łóżeczka oryginalnej zabawki – np. książeczki, albo fascynującego ubijacza do jajek.

Szybka akcja, czyli trzy chwyty dla zmęczonych i zdesperowanych.

Być może w chwili gdy rzucasz okiem na ten artykuł, zegar wskazuje dziesiątą, a twoja pociecha zabiera się właśnie do budowy szałasu z koca. Dobre rady dotyczące ustalenia zasad i rytuałów są w tej chwili, mówiąc oględnie, nieprzydatne.
1.Bądź meganudziarą.  Maluch powinien zobaczyć, że mamusia o dziesiątej wieczorem  jest kompletnie nieinteresująca. Podobnie sprawa ma się z tatusiem, który w wydaniu a la zombie też nie jest atrakcyjnym towarzyszem. Rodzice wieczorem są tak beznadziejni, że lepiej już zasnąć. Z nadzieją na poranne brykanie.
2.Wykorzystaj potencjał szklanki mleka. Po pierwsze, samo wypicie mleka może być rytuałem przed zaśnięciem. Po drugie, mleko to znany od lat środek nasenny (w znanej mi rodzinie, alternatywną opcją jest rumianek). Jest to sposób już niemalże archaiczny, ale zaskakująco efektywny. Być może jego skuteczność wynika z faktu, że aby wypić cokolwiek trzeba zaprzestać biegania dookoła stołu. Chwilowe unieruchomienie malucha otwiera cała gamę możliwości, jak na przykład założenie piżamki.
3.Po prostu...daj mu się wyszaleć. Byle na terytorium łóżeczka. Opcja jest dobra też dla mam większej ilości maluchów. Pozwól na tarzanie się, rzucanie poduszkami. Ważne jest, aby dziecko trafiło do łóżeczka i pozwoliło się tam zostawić. Może wariować, byle na własna rękę. Wbrew pozorom dzieci same potrafią się wyciszyć. Postaraj się również wyciszyć samą siebie...
Wrzucanie przytulanek do łóżka z dzikim okrzykiem Indian może stać się waszym dobranockowym rytuałem. Nigdy nie jest za późno na ustalenie rytmu hasania i zasypiania. Tylko stabilna struktura dnia pozwoli Ci wygrać z małym terrorystą. Musisz tez pamiętać – choć w pierwszej chwili  zabrzmi to  banalnie, że każde dziecko jest inne! Dlatego nie ma sprawdzonych, 100% skutecznych sposobów usypiania. Jeśli twoje dziecko chce zasnąć w pozycji piruetu Willman, pozwól mu na to. Jeśli przed snem ma ochotę oddać serie skoków godnych Małysza – nie ma sprawy. Ważna jest twoja stanowczość w egzekwowaniu wieczornego traktatu pokojowego, konsekwencja… i TO, CO NAJWAŻNIEJSZE.

wtorek, 21 sierpnia 2012

ukołysać terrorystę - odsłona 1

sprzątając wnętrze starego laptopa natknęłam się na artykuł, który w dawnych czasach popełniłam dla jednego z kobiecych pism w celach ogólnozarobkowych. moje doświadczenie w usypianiu dzieci (w sumie to dotyczące KAŻDEJ czynności okołodzieciowej) sprowadzało się do uczestnictwa w (niewielu) wykładach z psychologii rozwojowej, ale potrzebowałam kasy. i oto powstał - długaśny tekst o usypianiu dzieci. będzie w kawałkach. enjoy!
(swoją drogą ciekawa jestem, czy te dobre rady kiedyś się przydadzą)
***
Ukołysać terrorystę
Od pewnego czasu wieczory w Twoim domu zamieniły się w walkę z terroryzmem. Wszystko zaczyna się niewinnie. Po powrocie z pracy starasz się maksimum czasu spędzić ze swoja pociechą. Dobranocka okazuje się jednak nie być uroczystym zakończeniem zabaw, lecz dopiero półmetkiem. Dochodzi ósma, a maleństwo na pełnych obrotach. O dziewiątej wrzuca czwórkę, tymczasem wy z mężem prowadzicie pierwsze manewry, tj. ścielicie łóżeczko. O dziesiątej podejmujesz stanowcze próby wykapania pędraka. Pół godziny później wzywasz posiłki, gdy tymczasem mały terrorysta rozpoczyna w wannie morską batalię. W okolicach jedenastej zmuszacie malucha do kapitulacji, co kończy się włączeniem syreny alarmowej.... Jak ukołysać małego terrorystę?

Operacja „Dziecinny pokoik”
Pierwsze kroki szczęśliwi rodzice mogą podjąć na etapie przygotowania pokoiku maleństwa. Łóżeczko powinno być dla waszego maluszka bajkowym światem, do którego chce się co wieczór powracać. W łóżeczku mieszkają podusie-przytulusie, cała menażeria misiaków-futrzaków i oczywiście ulubiony Pan Kocyk. Łóżeczko jest małą, ciepłą planetą w galaktyce dziecięcy pokoik.Planeta szafka i planeta stolik, żeglują spokojnie w błękitnej i pastelowej scenerii (pamiętaj, że łagodne kolory uspokajają!). Nad łóżeczkiem migocze magiczny księżyc (czytaj: nocna lampka). Granicą działań jest jedynie Twoja wyobraźnia!
Najważniejsze jest jednak wypracowanie rytmu, w jakim maleństwo spędza dzień. Wieczorny traktat pokojowy powinien powstać już w okresie niemowlęctwa. Często tak się dzieje pod wpływem przymusu, jakim jest próba utulenia płaczącego maleństwa.

Wieczorny traktat pokojowy, czyli zasady i rytuały
  1. Ustalenie stałej  pory lądowania w łóżeczku. Berbeć powinien wiedzieć, że po dobranocce następuje marsz w kierunku sypialnia. Nieodwołalny.
  2. Stara świecka tradycja, czyli utulanie do snu. Jest to  najlepsza okazją aby zapewnić malucha o swojej miłości. Buziak od mamusi i tatusia jest punktem kulminacyjnym dnia.
  3. Wyraźny sygnał, że czas spać. Dobrym pomysłem jest wymyślenie tradycyjnej formułki, np. „Przystanek Sypialnia. Dzierlatki i Rozbójnicy proszone o przygotowanie się do lądowania!”. Małe dzieci po ułożeniu do snu muszą wiedzieć,  że  mamusia już dziś nie wróci, ale będzie w pokoju obok. Nawet kilkumiesięczne maleństwo, chociaż nie zrozumie istoty słów, ale skojarzy sens wypowiedzi. 
  4. Wspólne wymyślenie rytuału zamknięcia dnia. Może nim być zapalenie świec w kuchni i wspólne zdmuchiwanie ich przed snem. 
  5. Totalny zakaz powrotu do salonu w porze snu! Maluchowi powinno się wydawać, że razem z nim zasypia cała rodzina, ba! nawet cały świat (włącznie z rodzina misiów). Odkrycie fascynującego nocnego  życia prowadzonego przez rodziców po porze snu w salonie sprawi, że łóżeczko i jego mieszkańcy dramatycznie stracą na wartości.
Powiedzmy to sobie szczerze: wszystkie reguły dotyczą przede wszystkim Ciebie! Zaglądanie do pokoju niemowlęcia co pięć minut od położenia go do łóżeczka „żeby sprawdzić czy śpi”, wytrąca malucha z równowagi. Podobnie jest z przyzwalaniem na hasanie do północy w poniedziałek i zmuszaniem do zaśnięcia we wtorek. Przyznaj, że sama też czułabyś się poirytowana!
Niestety nawet podejście strategiczne do problemu zasypiania nie gwarantuje sukcesów. Powód jest prosty: twoje maleństwo opracowało własną strategię... CDN

niedziela, 19 sierpnia 2012

głosuj na chłopaka tygodnia

aaa...aby zagłosować na chłopaka tygodnia, należy wysłać na numer 71466 esemesa o treści bobas.173 Akcja trwa do wtorku, a w nagrodę za te 1zł 23gr dostaje się dostęp do weekendowego e-wydania gazety. i wdzięczność rodziców, dla których Ignaś jest chłopakiem każdego tygodnia ;)

wtorek, 14 sierpnia 2012

nas dwoje, nas troje

rocznicę spędziliśmy w Piaskownicy (lokal na Powiślu, można karmić piersią i płacić kartą, dostępny dla wózków), a od synka w prezencie dostaliśmy pierwszy uśmiech (a właściwie to serię uśmiechów, bo Ignacy nie uznaje półśrodków).

niedziela, 12 sierpnia 2012

6 tygodni

(w ramach zastanawiania się, co taki maluch jak Ignaś sobie myśli patrząc na świat?)

piątek, 10 sierpnia 2012

olimpijsko

co tam Bolt, olimpijskie emocje mogę być w zasięgu ręki! na przykład w dyscyplinie "farbowanie włosów z niemowlakiem pod opieką" (możliwa też sztafeta, jeśli niemowlaków jest więcej niż 1 szt.). przyznaję - niezupełnie zmieściłam się w czasie, ale brąz* jest mój!

*kasztanowy mroźny brąz, jeśli ktoś żądny jest detali

niedziela, 5 sierpnia 2012

zwierzątka małe i duże

że też wcześniej tego nie znalazłam! teraz przydałby się obrazek ilustrujący pytanie: jak zwracacie się do synka? a tak: króliczku, kocie, żuczku, dziobaku...
















czwartek, 2 sierpnia 2012

ach

Aaaaazaliż czasami ciężko jest.
***
Młody jest kochany i to cudowne, że coraz aktywniej pragnie poznawać świat, i to wspaniale, że z moich ramion, ale po całym dniu maluchowej aktywności ja mówię pas

środa, 1 sierpnia 2012

pierwszy miesiąc

pierwszy miesiąc za nami. on - bacznie obserwuje świat i staje się małym kluseczkiem. ja -  doświadczam piorunującej mieszanki fascynacji, zadziwienia, radości, zmęczenia, strachu, czułości... bycie mamą to taka emocjonalna bajaderka. mezcla de todo.

sobota, 28 lipca 2012

noce i dnie

Młody ma pryszcze na całym pyszczku; myślałam, że doświadczymy tego dopiero za jakieś 16 lat. drogą eliminacji produktów ewentualnie uczulających doszłam do niczego, dlatego obstawiam trądzik niemowlęcy.
oprócz tego prawdopodobnie przeszliśmy skok rozwojowy a.k.a. ten-czas-gdy-młoda-mama-ma-dość-a młody-się-zwija-żeby-się-rozwinąć. zaliczyliśmy również karmienie piersią w autobusie (urok i czar) oraz wizytę u fryzjera (a co tam- machnę product placement: frou-frou.pl). zostałam również trafiona kupą, o 5 nad ranem to nie wiadomo, czy śmiać się czy płakać (cokolwiek wybierzesz po chwili dostajesz rykoszetem sikami). chłopcy mają nieprawdopodobny zasięg! - konstatuje dumna matka
i tak nam mijają noce i poranki :)

poniedziałek, 23 lipca 2012

cry game

Naku ko wa sodatsu to japoński konkurs polegający na tym, że sumici trzymają na rękach niemowlęta, a które pierwsze z nich zapłacze lub zapłacze mocniej (co w opisanych okolicznościach jak mniemam jest częstszym przypadkiem) wygrywa konkurs, a poza tym ma w życiu szczęście i powodzenie w rozwoju (płacz oznacza pozbycie się złych duchów). Po obejrzeniu na którymś ENH filmu o "sztuce" wiązania kobiet praktykowanej  Japonii, opisana "cry game" mnie mało dziwi
***
Ignac w opisanym konkursie laurów raczej by nie zdobył. Wczoraj na występach wjazdowych zaprezentował wersję niemowlę idealne - siedział, wąchał nowe zapachy (typu karkówka z grilla) i rozglądał się z miną pt. "mówicie serio?". W sobotę natomiast był z nami na jazzie na starówce, gdzie w swoim nie powtarzalnym stylu nie otworzył nawet oka, mimo że staliśmy niemalże oparci o wielki głośnik, tuż pod sceną. Istnieje niepokojąca teoria, że zły duch ujawni się w wieku nastoletnim. Z drugiej strony, komu się nie ujawnia...


piątek, 20 lipca 2012

if...

If I had my child to raise all over again,
I'd finger paint more, and point the finger less.
I'd do less correcting, and more connecting.
I'd take my eyes off my watch, and watch with my eyes.
I would care to know less, and know to care more.
I'd take more hikes, and fly more kites.
I'd stop playing serious, and seriously play.
I'd run through more field, and gaze at more stars.
I'd do more hugging, and less tugging.
I would be firm less often, and affirm much more.
I'd build self-esteem first, and the house later.
I'd teach less about the love of power,
And more about the power of love.



Diane Loomans "Full Esteem Ahead"

***

znalazłam kilka różnych tłumaczeń, ale najlepiej po swojemu. jak ze wszystkim. a jak się już przetłumaczy to należy uniknąć if oraz i'd i skupić się na present simple oraz future perfect. 
***
a my, pamiętając, że zadbany bobas potrzebuje zadbanej matki byliśmy razem u kosmetyczki. paznokcie robione na trzy raty, ale z powodzeniem. Ignacy spał w chuście i nie zaszczycił nas otwartym okiem. 


poniedziałek, 16 lipca 2012

o szpitalu im. W. Orłowskiego

noszę się z tym wpisem od powrotu do domu, niech dziś będzie ten dzień: polecam szpital. dla niezorientowanych podpowiadam - nie znoszę szpitali, przez dwie trzecie ciąży byłam zdecydowana rodzić w domu, a kontakt ze służbą zdrowia "przerobiłam" jako temat własnej sesji coachingowej (co było bardzo dobrym pomysłem - przyniosło zamierzony skutek). przez jakiś czas obsesyjnie przeglądałam fora internetowe z opiniami o szpitalach (nie róbcie tego),  ze skutkiem oczywistym - o każdym miejscu można przytoczyć mrożącą krew w żyłach historię, co powodu je popadnięcie w szał kreacji sposobu na urodzenie z ominięciem procesu rodzenia, rodem z filmów sci-fi. gdyby jednak ktoś dotarł na tego bloga po zguglowaniu "szpital Orłowskiego", "poród w szpitalu im. Orłowskiego" albo coś w tym guście, to informuję wszem i wobec, że jestem na tak. i mam na to argumenty:
1. po pierwsze primo: mój poród, mimo niespodziewanego zwrotu akcji i zakończenia cesarką wspominam pozytywnie. serio.
2. mogłam robić różne rzeczy typu siedzenie w wannie (btw - czy ktoś kiedyś w trakcie porodu naprawdę skakał na piłce...?) i byłam do tego zachęcana;
3. poród był rodzinny, towarzyszyła nam także koleżanka - fotografka i nikt nie miał nic przeciwko; OD RAZU po porodzie - mimo cesarki - dostałam malucha do przytulenia, a Fr do kangurowania; zaraz po operacji mogłam też Ignasia nakarmić;
4. miałam świetną położną, ale ogólnie cały personel szpitala - i w trakcie porodu, i później dbał o mnie i malucha (mogę mieć zastrzeżenia co do sposobu przekazywania informacji przez lekarzy - ale to chyba wada genetyczna wszystkich przedstawicieli tej profesji, tak jak nieczytelny charakter pisma); każdy lekarz, z którym miałam do czynienia odwiedził mnie po porodzie (to naprawdę miłe);
5. mogłam samodzielnie podjąć decyzje, a ich konsekwencje zostały ze mną omówione;
6. w szpitalu jest psycholożka, a do depresji poporodowej podchodzi się poważnie (nie miałam, ale byłam na tę okoliczność zadbana), podobnie jak do trudności w karmieniu;
7. jest profesjonalnie: moja rana zagoiła się szybko, a ścieg jest równy; zostałam dobrze znieczulona zzo (jak jeszcze była opcja na poród naturalny) - mogłam się przemieszczać, ale też dostałam pół godziny na drzemkę (po ok. 18 godzinach skurczy to było coś!);
8. w szpitalu jest bank mleka kobiecego i pokój do karmienia, z którego może skorzystać każda mama.
kolejny poród (taaa.... ) też tam. hough!

poniedziałek, 9 lipca 2012

poniedziałek z Ignacym

pierwszy spacer za nami. Ignacy z właściwym sobie spokojem całość akcji przespał. dodam, że megaburzę dzisiejszej nocy też przespał.

sobota, 7 lipca 2012

w domu

dzisiaj, tydzień od porodu (tak, to było to), spędziliśmy pierwszy wspólny dzień w domu. Ignacy jest oczywiście najpiękniejszym maleństwem pod słońcem (tak, wiem, każdy rodzic ma podobne zdanie, tylko że w naszym przypadku to PRAWDA). śpi sobie teraz na brzuchu swojego taty i obaj wyglądają na zadowolonych z życia.
opowieści o przygodach Ignacego w wieży jaskółki (nasz szpitalny pokój na wysokim czwartym piętrze miał parapet, pod którym założyły gniazdo jaskółki; szpitalne poranki będą  kojarzyły mi się z wizgiem jaskółek) nastąpią wkrótce. tymczasem jak rasowa młoda mama padam na pysk.

sobota, 30 czerwca 2012

czwartek, 28 czerwca 2012

nie, nie i jeszcze raz nie

bo kto by wychodził na zewnątrz, kiedy wewnątrz pogoda nie robi fikołków, tata i mama głaszczą, można posłuchać meczów a żarełko płynie szerokim strumieniem? położna poleciła mi się więcej ruszać, rozważam kick-boxing.

niedziela, 24 czerwca 2012

bookies

wszystko wskazuje na to, że dzidziol będzie przeterminowany. to jak, obstawiacie termin? (bo że Euro wygrają Niemcy, to chyba wiadomo)

niedziela, 17 czerwca 2012

dziwne sny

śniło mi się dzisiaj, że byłam czarnoksiężnikiem. siedziałam z drugim czarnoksiężnikiem, jak dwie wrony, na balustradzie tarasu wysokiej wieży i rozmawialiśmy o sprawach rodzinnych. mieliśmy wisiorki - na długich, złotych łańcuszkach dyndały monety o dziwacznych nominałach (np. 59 zł) oprawione w złoto i platynę. a potem przyszedł olbrzym i sprzedał nam pelargonie, które były niebywale drogie... 
i tak co noc - kalejdoskop dziwacznych, kolorowych snów, posplatanych z elementów rzeczywistości oraz zupełnie nieprawdopodobnych obrazków. uroki ostatnich dni ciąży.
***
odbyło się również ostatnie oglądanie dzidziola, które bardzo go zirytowało (machał łapkami i ogólnie protestował odwracając się pupą do usg). następne oględziny już po coming-oucie. oficjalnie widzimy się za tydzień.

sobota, 16 czerwca 2012

piłka w grze

no cóż, piłka jest jedna, bramki są dwie, my z dzidziolem gramy dalej i szykujemy się na wielki finał. i jedno wam powiem - ten finał będzie dla Polski ;)

niedziela, 10 czerwca 2012

kwestia tortu

wchodzę do piekarni, a sprzedawczynie (dwie, chórem): witamy panie czy witamy państwa?
***
taaak, pytanie o płeć dzidziola stało się stałym punktem programu każdego dnia; znajomi i nieznajomi odczytują ją z kształtu brzucha (standard) lub piersi (nowinka z Bali), mojego samopoczucia, preferencji kulinarnych (w tejże piekarni: ja <poproszę dwie bułki toskańskie - takie z suszonymi pomidorami i oliwkami> sprzedawczyni: <o,widać, że chłopiec!> ja: <i croissanta z czekoladą> sprzedawczyni: <a to mi pani koncepcję popsuła> ja - wstrząśnięta, niezmieszania: <to dla męża> sprzedawczyni, triumfalnie: <no wiedziałam, że chłopiec!>), koloru ubranek (dziewczynka), zachcianek (u mnie piwo i frytki, piwo i frytki, ... a na deser lody), snów i układu gwiazd... ale nic to! przeczytałam ostatnio na gazecie, że furorę robią przyjęcia z tortem, który informuje przyszłych rodziców, jakiej płci będzie ich dziecko (całość tutaj); lekarz robi usg, zapisuje wynik na karteczce, karteczkę daje się cukiernikowi, który robi tort z różowym wnętrzem na okoliczność dziewczynki lub z niebieskim na okoliczność smurfa... tfu...! chłopca. tort zjedzony, reklamacje nieuwzględniane.
***
na ostatnim planete doc Margaret Atwood mówiła, że wiele z pomysłów w jej książkach to nie wyobraźnia, tylko śledzenie informacji ze świata czterech stron (np. w Roku potopu występują breloczki z żywymi rybkami, co nie jest fikcją literacką tylko pomysłem made in China) i że niestety pomysłowość ludzka nie zna granic. oj, nie zna.

sobota, 2 czerwca 2012

3 weeks to go

dzidziol nie ustaje w ćwiczeniach, nie wiem jak tam jego kontinuum, ale może instynkt podpowiada mu, że po urodzeniu należy natychmiast pobiec po mleko do lodówki?
***
czytanie "W głębi kontinuum" okazało się być bardzo na czasie; temat rodzicielstwa bliskości przeplatany z macierzyństwem bez fikcji królował w prasie (oczywiście w prasie kobiecej) z okazji dnia matki/dnia dziecka (w prasie ogólnopłciowej rządzi Euro, a o prasie męskiej niewiele mi wiadomo, chociaż wyobraźnia podpowiada, że tematy dzieciowe średnio pasują do magazynów typu playboy, mimo zwodniczej nazwy). my w każdym razie czytamy o kontinuum sami z siebie i sami dla siebie: Fr odkrywa swoje indiańskie cechy osobowości, ja zastanawiam się nad tym, ile kontinuum jest (jeszcze? nadal? w ogóle?) we mnie. czy wystarczy go na ostateczne starcie ze służbą zdrowia? czy wystarczy żeby po n-tej godzinie porodu nie błagać o zastosowanie wszelkich metod kończących tę przygodę? czy moje ciało aby nie potrzebuje suflera?
***
jedno jest pewne: jeszcze jedna historia okołoporodowa utrzymana w konwencji teksańskiej masakry piłą maszynową, a własnoręcznie dokonam na opowiadaczce teksańską masakrę piłą maszynową II.


wtorek, 29 maja 2012

uff

po jedynych pięciu godzinach spędzonych na korytarzu w oczekiwaniu na wizytę u znanego specjalisty padł werdykt, że dzidziol zrobił nas w balona i nic mu nie dolega. ufff.
***
mogę więc cieszyć się jeszcze niemalże miesiącem ciąży. ciąża jest fajna. są oczywiście pewne niedogodności, ale ogólnie plusy dodatnie nie przysłaniają plusów ujemnych: ludzie są uprzejmiejsi (pyskate wyjątki potwierdzają regułę), a poczucie bliskości z dzidziolem generuje dobry dystans do (naprawdę nieważnych - tyle razy to sobie powtarzamy i tak nieczęsto w to wierzymy!) problemów ogólnopracowych i tzw. bieżączki; czymże jest termin złożenia WOP względem kształtowania się małej nóżki właśnie teraz, właśnie w tobie!?
***
poza tym, może to kwestia podejścia, a może należę do szczęściar, które wygrały swą ciążę na loterii, ale oprócz nieodżałowanej niemożności jazdy na nartach i odstawienia dżinu z tonikiem, niewiele moich aktywności uległo zmianie. mimo złowieszczych prognoz nie bolą mnie plecy, nie puchną nogi, nie wyglądam jak hipopotam (przynajmniej jeśli nie patrzeć z profilu) i nadal jestem w stanie dogonić autobus (chociaż bardzo się staram tego nie robić, bo dziewiąty miesiąc zobowiązuje). no może tylko bardziej rozczulam się na filmach.
***
to takie niepolskie nie narzekać i teraz powinnam napisać "ALE...". ale nie napiszę. wiem, że pojawienie się dzidziola na świecie spowoduje zmiany, ufam jednak (sobie i sprawcy tej całej hecy, mojemu małżowi znaczy się), że gotowi jesteśmy na wielką przygodę, naszą nigdy nie kończącą się opowieść z dzidziolem w roli głównej.


środa, 23 maja 2012

to wszystko kwestia podejścia

celem oderwania się od czarnowidztwa i zamartwiania się postanowiłam kupić sobie (ale też trochę nam) coś ładnego. komplet bielizny z funkcją mleczarnia, znaczy się. czy wiedzieliście, że staniki z odpinaną miseczką nazywają się "karmniki"?! zgroza. całe szczęście istnieją miłe, dobre, drooogie firmy, które nazywają się np. "Hot Milk", a swoje produkty sygnują nazwami takimi jak sss... Sinfully Sweet Seductress albo Destruction Followed Her. Zdecydowałam się na Picture Perfect w barwie Champagne i muszę przyznać że i z daleka i z bliska widok jest piękny :)

A teraz oddalam się co by zjeść pół kilo truskawek (akcja zapobiegawcza przeciw potencjalnej alergii dzidziola) w ramach dalszego niemartwienia się.

nie martwię się, nie martwię, nie martwię.

poniedziałek, 21 maja 2012

p jak problemy

Houston, mamy problem...
i być może będziemy lądować 2 tygodnie przed czasem. biedne maleństwo, trzymaj się!
tymczasem tata zadba o swoją pokiereszowaną nogę, a mama ruszy celem sprowadzenia do domu różnych dziwnych rzeczy, których jeszcze nie ma.

niedziela, 13 maja 2012

w szkółce

kolejna sprawność zdobyta: przystawianie szmacianej laleczki do pluszowej piersi
***
Przyznam, że po godzinnym mama-aerobik, ćwiczenia w szkole rodzenia były cokolwiek nudne, a kwestię oddychania mam już opanowaną na jodze. Niemniej, dla dziewcząt unikających ćwiczeń taka szkółka to super sprawa. Ja czerpię z niej coś innego. Mimo podśmiewania się z zabaw sztucznymi bobasami, to jednak oswajam się ze szpitalem i całą tą sytuacją, i myślę sobie, że - chociaż zadebiutuję w roli mleczarnio-przewijarnio-przytularni, nie wspominając o drobnym szczególe porodu - to przez trzydzieści (jeden) lat zdobyłam trochę sprawności, które mi w tym pomogą. więc uszy do góry.


środa, 9 maja 2012

mama menu

wiecie, że są miejsca na tym świecie, gdzie kobietom po porodzie w szpitalu serwuje się wykwintny obiad z szampanem? i na dodatek nie jest to obiad powitalny dla malca, tylko wyraz szacunku, uznania i uczczenia wysiłku rodzącej? ja nie wiedziałam, ale wielce miło mi się o tym przeczytało (ostatnie Zwierciadło, felieton Katarzyny Miller). odnotowuję to w moich oczekiwaniach (ze strony szpitala podejrzewam, że tego typu zmiana nie nastąpi w przeciągu najbliższego miesiąca, ale jest o co się starać, no nie?)
***
dzisiaj kolejna sprawność harcerska została zdobyta: kąpanie bobasa. no i cóż, że na sucho.

czwartek, 3 maja 2012

3 maja, 33 tydzień, 53 dni

53 days to go (dzidziol najpewniej pojawi się w noc świętojańską)
waga: prawie 1900g
hobby: kopanie żołądka mamy (można też kopać przyrząd do robienia usg, kopać po prostu przed siebie - czasami można wcelować w ucho taty, więc ogólnie kopanie jest fajne) oraz zabawa pępowiną
ulubiona muzyka: reggae (ze względu na tatę, który poglądowo co wieczór przytyka słuchawki do brzucha i nie ma przebacz)

odkrycie tygodnia: faza REM (ciekawe o czym śnią takie maleństwa?)
obowiązki: gromadzenie tłuszczyku (eh, niepowtarzalny czas...)
czas na relaks:  pływanie (tzn. jak mama pływa)
***
dzidziol to ten w środku :)

sobota, 28 kwietnia 2012

60

pękła sześćdziesiątka. will you still need me, will you still feed me, when I'm 64?

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

wózkomania


oglądaliście kiedyś katalogi z wózkami dla dzieci? w niektórych nie za bardzo widać wózki, ponieważ rolę główną grają kobiety - długonogie, ponętne, z wklęsłymi brzuszkami i w pełnym rynsztunku (make-up, kiecka, szpilki etc.). względem katalogów mam trzy teorie:
1. reklama wózków tak naprawdę kierowana jest do mężczyzn (niechże kobiety skupią się na wyborze butelki i wkładek laktacyjnych, a my dobierzemy maluchowi superfurę);
2. reklama jednak kierowana jest do kobiet, a przekaz brzmi: kup pani wózek, a będziesz wyglądać jak aktrisa;
3. reklama kierowana jest do sprzedawców (zauważyliście jak często na działach "technicznych" w sklepach dzieciowych - mam na myśli dział wózków, nosidełek i tym podobnych sprzętów - sprzedają mężczyźni? kobiety są na działach "miękkich" czyli okołopielusznych), żeby osłodzić im trud przestawania z umęczliwymi rodzicami, a w zasadzie to głównie z babskami o gabarytach hipopotamów, które koniecznie chcą składać wózki, wyjmować gondole, regulować wysokość oparcia etc., a nie tylko jak przystało na prawdziwe kobiety - tzn. te z katalogów - podziwiać nową linię kolorystyczną i falbanki przy parasolce;
well, jakieś inne pomysły?
***
w każdym razie wybraliśmy wózek. made in Poland, bo takie z nas patrioty. o.

czwartek, 19 kwietnia 2012

szkółka

szkoła rodzenia, lekcja 1: zweryfikuj oczekiwania, pamiętaj, że szklanka jest w połowie pusta
  • jak przystało na szpital położniczy: dostępna toaleta - szt. 1., wyłącznie męska
  • mydła brak, ale jest popielniczka
  • sala o podwyższonym standardzie charakteryzuje się obecnością łazienki (mam nadzieje, że nie męskiej) oraz telewizora
  • sala o podwyższonym standardzie jest zazwyczaj zajęta
***
ale ogólnie było miło: położna sympatyczna, lekarz prowadzący w typie szalonego naukowca (tenisówki, włos rozwiany, ulubione powiedzenie: hakuna matata), mający swoje poglądy, ale nie lansujący ich na siłę (plus dla niego). ogólnie mam wrażenie, że należy się przygotować psychicznie na doświadczenie zbliżone do złapania grypy żołądkowej na obozie harcerskim...

wtorek, 17 kwietnia 2012

kichanie, fikanie, wózków oglądanie

moje kichanie i smarkanie doprowadza dzidziola do szału, tak więc od kilku dni rozróba jakowaś ma miejsce w moim brzuchu. nogę widzę, nogę! (tam gdzie kiedyś, dawno dawno temu, miałam pępek)
***
tymczasem szczęśliwi przyszli rodzice pojechali oglądać wózki, a trzeba Wam wiedzieć, że wybór wózka nie jest sprawą ani łatwą ani krótkotrwałą. bogaci w zupełnie świeże umiejętności typu "złożenie wózka na czas" oraz "znalezienie przycisku, który pozwoli odpiąć gondolkę od stelaża" i zaopatrzeni w kilka kolorowych folderów mamy PLAN. plan zweryfikujemy jeszcze w dwóch sklepach, dorzucimy do tego wyciąg z dobrych rad obecnych rodziców (w sensie: kategoria rodzic, a nie - broń boże! - nasi rodzice), przyszłych rodziców oraz osób, które nie są rodzicami, ale za to lubią dawać rady i prawdopodobnie kupimy wózek, który nie jest chińszczyzną (w tej kategorii popieramy jedynie branżę gastronomiczną), jest (stosunkowo) lekki, ma duże kółka i ja jestem w stanie go złożyć i rozłożyć nie narażając przyszłego pasażera/przyszłej pasażerki na konieczność zapodania syreny alarmowej lub wyfiknięcie. no i ładny ma kurcze być :)

sobota, 14 kwietnia 2012

wujek dobra rada

piątek, dzień wielkiego głoda. grane były m.in.frytki na rogu Oleandrów i Polnej, polecam nie tylko zdesperowanym ciężarówkom (rekomendacja ta ma znaczną wagę, ponieważ jak powszechnie wiadomo nie przepadam za frytkami; te rządzą! plus duży plus za sosy, polecam andaluzyjski)
***
a na gazecie.pl artykuł o poradach dla mam ze starych poradników. a tam perełki takie jak:
 "Kiedy urodzi się dziecko, będziesz spędzać jeszcze więcej czasu w kuchni" (i to akurat z poradnika z 1979 roku, czyli w moja mama musiała być wniebowzięta). Z kolei książka z lat 50. przygotowuje ciężarną do porodu następującymi słowy: "Nie nazwałabym skurczy bólem, a  raczej pewnego rodzaju odczuciem".
Najlepszy jest jednak pomysł na alternatywę dla wyprowadzania dzieci na spacer: wygodna elegancka klatka, którą można przymocować do parapetu.  "Latem w ten sposób można spędzić na dworze nawet 12-16 godzin, a znamy nawet kilkoro dzieci, które spędziły tak całe 24 godziny. Korzyści dla zdrowia są nieocenione"! Fotka tutaj
A cały artykuł dostępny tutaj 

środa, 11 kwietnia 2012

aaaach te geny

zielono mi

wieczór w domu: gramy w nogę (w sensie: dzidziol wystawia nogę, my drapiemy go w piętę), słuchamy reggae i oglądamy stare kabarety. luuzzzz.
tymczasem...
kupionych wózków, butelek, przewijaków etc.: 0 szt.
obejrzanych wózków, butelek etc.: 0 szt.
obejrzanych przewijaków: 3 szt.
obejrzanych przewijaków, które pasują: 0 szt.
obejrzanych słodkich ubranek: 1 mln szt.
kupionych słodkich ubranek: 1szt. (moja nowa zielona sukienka!)

czwartek, 5 kwietnia 2012

jogujemy

a dzisiaj wisieliśmy sobie na linach. jeśli dzidziol ma mój charakter, to z pewnością również wisiał na pępowinie.. (kochanie, trzymaj się mocno pępowiny, mamie zebrało się na harce)

sobota, 31 marca 2012

...

czasami siedzę i patrzę na mój brzuch. niesamowite, niewiarygodne jest, że jesteś tam; żywa, odrębna istotka, którą stworzyliśmy. maleństwo, z kompletnymi rączkami, nóżkami, rzęsami, paznokietkami, coś co naprawdę, realnie jest ucieleśnieniem naszej miłości.
bez książkowych metafor, po prostu jest.

piątek, 30 marca 2012

28

odniesień sportowych ciąg dalszy - brzuszek uformował się na kształt piłki. dzidziol nie ustaje zaś w ćwiczeniach, chociaż mógłby nieco przystopować: w tym tygodniu rozpoczyna się bowiem obrastanie w tłuszczyk.
***
na nurtujące mnie pytanie - czy w siódmym miesiącu wypada gonić za autobusem?  nadeszła odpowiedź: spojrzenie kierowcy. bezcenne. korzystając z chwili oniemienia jeszcze dwójka pasażerów zdążyła wskoczyć do środka.

niedziela, 25 marca 2012

takie buty

wyszło słońce, porzuciłam kozaki (na dnie szafy, a kysz!), no i proszę! nie mam co na stopy włożyć. na balerinki jest jeszcze ciut za chłodno, adidasy to nie moja bajka, a moje wszystkie cudowne wysokie obcasy okazują się być niekompatybilne z obecnymi gabarytami. zastrzegam: robię wszystko żeby nie poruszać się jak mama-kaczka, ale po piątkowej całodziennej przebieżce w nine-westach mam wrażenie, że żylaki tylko czekają na wyjście przy dźwięku fanfar.
ale, ale, nie ma się co poddawać - okazja czyni shoppera. wypatrzyłam śliczne półbuty z kokardką w loft37 , który zupełnym abso-kurcze-fenomenalnym zbiegiem okoliczności usytuował swój butik 100m od mojego domu. ta koincydencja musi pociągnąć za sobą lawinę wydarzeń. lofcie - nadciągamy!

czwartek, 22 marca 2012

kick boxing o poranku

dzidziol podrapany od zewnątrz w łapkę przebija piątkę :)
dzisiejszy poranek zaczęliśmy jednak od (jakże fascynującej!) zabawy w boksowanie żołądka mamy. 
***
ale może sama tego chciałam. w sumie chodzimy razem na różne sporty (wbrew pozorom jest całkiem przyzwoita oferta dla kobiet w ciąży) i nie są to tylko spacery (bardzo mnie śmieszy nazywanie spacerów sportem, co jest częstą propozycją portali mamo-dzieciowych). dajemy jeszcze radę na TBC, chociaż powoli następuje przejście na fitness dla ciężarówek (który jest dość intensywny). poza tym joga, gdzie najfajniejsza jest świeca, podczas której bawimy się z dzidziolem w łapanie równowagi: on układa się po prawej, a ja staram się, żeby świeca nie miała prawozgięcia. od kwietnia zaś idziemy na basen. ale najwyraźniej dzidziol pragnie aktywności własnej: skakanki (nowa funkcja pępowiny), kick-boxingu, salt i piruetów...

czwartek, 15 marca 2012

na siedząco

i oto nadszedł ten czas, gdy ustąpiono mi miejsca w autobusie. i usiadłam.

środa, 14 marca 2012

stan rzeczy

hahaha, od tego powinnam zacząć ten blog:



















teraz jest za to mniej więcej tak:

niedziela, 11 marca 2012

o pępku i in.

brzuszek z certyfikatem, czyli trzy dni szkolenia coachingowego za nami. zabawne, jak w listę rzeczy istotnych zaczynają wpisywać się nowości, takie jak "pępek mi wychodzi". ciekawe jest też to, jak powszechnym pytaniem jest: "chodzisz jeszcze do pracy?". to 25 tydzień - noblesse oblige, ale bez przesady.

poniedziałek, 5 marca 2012

brzuszki w sieci

z ostatniej chwili: galeria brzuszków

dzień fikołka vol.2

dzisiaj mamy (kolejny) dzień fikołka; mam wrażenie że dzidziol rozpoczął przygotowania do Euro 2012. nie zdziwi mnie, jeśli pojawi się na mecz otwarcia...
***
właśnie, właśnie: coraz częściej myślę o tym dniu, kiedy będzie trzeba pożegnać przytulną jamkę i przywitać najpiękniejszy ze światów. z punktu widzenia dzidziola nie brzmi to bardzo atrakcyjnie, aczkolwiek z mojego punktu widzenia brzmi to znacznie gorzej. w ramach ostatniej wizyty u gina (dżina?) byłam namawiana na oddanie się w ręce nfz-u i rodzenie w szpitalu, co ma przynieść ukojenie dla nerwów i ratunek na wypadek powikłań. tzw. służba tzw. zdrowia oraz wszystkie szpitale razem wzięte budzą mój duży niepokój (nie, w zasadzie to PANICZNIE SIĘ ICH BOJĘ) i nadal rozważamy (tata dzidziola też, chociaż jego odporność szpitalna jest większa i poparta bogatym - niestety - doświadczeniem) poród domowy. na razie jeszcze odsuwam tę decyzję, choć ta akurat kwestia sama się nie rozwiąże.
a na deser wygrzebany w necie rysunek poglądowy. ktoś to wszystko słabo wymyślił.

sobota, 3 marca 2012

6 m-c

śmigając z dzidziolem po górach wskoczyliśmy w szósty miesiąc. trudno uwierzyć, że jestem w ciąży już niemalże pół roku. chciałoby się powiedzieć, że teraz pójdzie z górki.. a tymczasem prawdziwe atrakcje dopiero przed nami. póki co przybieram krągłości bałwanka i pożądliwie spoglądam na lody.

poniedziałek, 27 lutego 2012

w Wiśle

wdrapałam się z dzidziolem na Czantorię i Szosów. chodzimy po górach w składzie: dwie ciężarówki i dwóch tatów: tata czerwony kombinezonik i tata biegonarciarz. wiślański dream team ;)

piątek, 24 lutego 2012

znienacki

24 lutego, dzień, w którym stałam się posiadaczką dżinsów na gumkę. mam wrażenie, że brzuszek rośnie znienacka. niby nigdy nic i bum! jest mnie więcej.
***
jutro jedziemy w góry uczcić odejście zimy. mam nadzieję, że nie obudzę się pewnego dnia, dajmy na to we wtorek,  i nie stwierdzę, że NAPRAWDĘ nie mam co na siebie włożyć.

wtorek, 21 lutego 2012

między nami (dobrze jest)

przegląd serducha, demonstracja stopy, czyli usg przesiewowe za nami. dzidziol robi się charakterny i odmawia współpracy oraz zawzięcie ćwiczy kopnięcia. rośnie (407g), a ja próbuję skompletować wiosenną garderobę. centra handlowe nie rozpieszczają, na gumkę znaczy nieładne (poza tym fakt, że mam brzuszek nie oznacza, że utyły mi ręce). buszuję w necie.

czwartek, 9 lutego 2012

fikołki

dzidziol rośnie i manifestuje swoją obecność fikołkami. po raz pierwszy dał też znać o sobie tacie,  który akurat tłumaczył mu, którą rączka na manetce, która nóżka na pedale. to w ramach prenatalnego kursu jazdy na enduro.
***
serduszko na wczorajszym usg okazało się być jeszcze niewystarczająco widoczne, aby wyśledzić jakiekolwiek wady (których oczywiście nie ma). fotka będzie więc na ostatki, dzidziol na niej piękny i gładki.

niedziela, 5 lutego 2012

z życia misia

koniec 20 tygodnia. dzidziol waży tyle co mały niedźwiadek w chwili urodzenia się i ewidentnie szuka miodku eksplorując wnętrze swojego legowiska. biorąc pod uwagę aurę za oknem, sama chętnie zaszyłabym się w gawrze.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

połowinki

piszą w necie, że niby to połowa ciąży (dokładnie pierwszy dzień piątego m-ca), ale jak dla mnie to ciąża powinna liczyć się w "dniach ważonych". idejka jest taka: każdemu dniu spędzonemu w towarzystwie dzidziola, przyszła mama nadaję wagę. waga może zależeć od: stopnia dolegliwości okolicznościowych (mdłości, zgaga, bóle różnych części ciała etc.), subiektywnie postrzeganych możliwości lokomocyjnych (tu skala może być długa - od biegów przełajowych po możliwość samodzielnego pomalowania sobie paznokci u stóp), interakcji z otoczeniem (od najbliższej rodziny po uprzejmych współpasażerów tramwaju w godzinach szczytu), czynników irytogennych typu bezprzyczynowy zły nastrój, cisnąca gumka w majtkach itp. Można dodać również elementy powyżej niesklasyfikowane, całkowicie zindywidualizowane (ja dodaję sobie liczbę mrożących krew w żyłach anegdot o porodach).
przy takim skalowaniu plasuję się nadal w pierwszej połówce: mdłości mi nie dokuczały, mobilna jestem, szeroko pojęte społeczeństwo da się lubić. a pierwszy miesiąc w ogóle zaginął w akcji, przez dobre cztery tygodnie żyłam po swojemu, a dzidziol był małą zygotką, której najwyraźniej nie przeszkadzało tłuczenie się pociągiem do Szczecina tudzież konsumpcja wino verde. czyli: subiektywnie jestem minimum miesiąc wstecz. o.

piątek, 27 stycznia 2012

pierwsza czkawka

napiłam się coli, a dzidziol dostał czkawki.  przedziwne uczucie - coś mi rytmicznie czka w brzuchu.

środa, 25 stycznia 2012

wodny smoczek

Obyś miał syna urodzonego w Roku Smoka! - mawiają uprzejmi Chińczycy gdy życzą komuś bardzo dobrze. W chińskim horoskopie to jeden z najlepszych (obok Świni i Bawołu) znaków zodiaku. Dzieci – Smoki przynoszą zaszczyt i szczęście całej rodzinie.
***
A zatem mam w brzuchu małego wodnego smoka (nie licząc kilkunastu kawałków sushi).  Wodne smoki tryskają zdrowiem i energią, chociaż łatwo się irytują, są niecierpliwe i zawzięte (no, zobaczymy, mamusia jest złośliwą małpką, a tatuś kogutem). To osóbki godne zaufania, szczere, odważne i pewne siebie. Perfekcjoniści (wspaniale, zabawki będą posprzątane!), odnoszą sukcesy czymkolwiek się zajmują (co mam nadzieję dobrze wróży nauce ssania cyca). Pośród dwunastu znaków zodiaku są uważane za największych ekscentryków.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

dzidziol czy dzidzia - that is the question

nowe 200g i trudne rozmowy przyszłych rodziców w sprawie: czy chcemy wiedzieć czy dzidzia czy dzidziol?. tata in spe jest za trzymaniem prezentu w opakowaniu dla wszystkich, mama (znaczy się ja) za polityką otwartych drzwi (tzn. otwartych w ww. zakresie, bo prezent odpakuję mam nadzieję terminowo). ogólnie boczę się.
***
ale ogólnie poza cyklicznym fochem jest jakby mniej depresyjnie. 19 tydzień zobowiązuje. brzuch mnie nie swędzi, plecy nie bolą. drogą empiryczną odkryłam nieuchronny wpływ siedzenia przy kompie na powstawanie migren, więc szatańskie promieniowanie ograniczam (choć nie eliminuję, co widać na załączonym obrazku). w tzw. międzyczasie zostałam dyplomowanym coachem, takiej pracy mi potrzeba, taką pracę mi dajcie! (a jak nie dacie, to sobie wezmę, a co).

czwartek, 19 stycznia 2012

smutki i antysmutki

znowu smutki. eh.
dzidziolu jeden, twój tata właśnie się przytula do twojego obecnego miejsca zamieszkania, czujesz? to powinno nam obojgu poprawić humor.
***
słuchaj, a tak w ogóle, to czy nie wolałbyś przyjść na świat w domu? taką opcję rozważamy.

niedziela, 15 stycznia 2012

rzeczy dzieją się

podsumowanie tygodnia: kolejne usg, kilogram więcej, pierwszy ciuszek dla dzidziola.
***
byłam w odwiedzinach u Karoliny (poza byciem mamą - koordynatorki, trenerki, tancerki); wyszłam pełniejsza o babeczkę z owocami oraz następujące przemyślenia:
1. polska tzw. służba zdrowia  sucks: jak cię prosto potną, to krzywo zszyją, więc niezależnie od pozytywnych prognoz, i tak należy przygotować się na najgorsze
2. z dzidziolem jest inaczej, ale idzie wytrzymać (Kalina przez większość mojej wizyty spała, uprzednio najadłszy się; z zabawek najbardziej lubi torbę z IKEI, więc podsumowując: o szczęściu dzidziola decyduje dostęp do mleka mamy i sucha pieluszka, cała reszta to zbędne zawracanie głowy)
3. chociaż twoje imię zastępuje wyraz mama, jesteś nadal sobą i masz energię (skoro przetrwałaś ostateczne starcie z siłami ciemności w białych fartuchach to MUSISZ JĄ MIEĆ) do przypominania o tym światu, choćby świat wierzgał nogami.
***
ale ogólnie jest we mnie niepokój. tymczasem spadł śnieg, więc jak widać świat trzyma się jednak jakichś ustalonych reguł i rzeczy po prostu dzieją się.

sobota, 7 stycznia 2012

metafory kartoflane

pół kilo więcej. jestem zaskoczona pojawieniem się brzucha. cytując porady z netu: "najwyższy czas pomyśleć o odzieży ciążowej - pamiętaj, żeby szukać ubrań, w których dalej będziesz czuła się jak kobieta, a nie jak ziemniak w worku". chwilo bliżej mi samopoczuciem do ziemniaka. 
ziemniak marzy, aby znów być frytką i odmawia jedzenia pure.