środa, 24 października 2012

tralalala

Maluch przeżywa fascynację dźwiękiem, zarówno paszczowym własnym (wydaje nieziemskie okrzyki i pomruki), jak również osób trzecich: byliśmy na dwóch zajęciach umuzykalniających bobasy metodą Gordona, fantastyczna sprawa! Prowadząca intonuje tonację i wprowadza różne gadżety: kolorowe apaszki (zabawa w nie ma - jest), bańki mydlane, pacynki. Ignaś przez bite 45 min z oczami jak spodki patrzy na dzieci i całe zamieszanie wokół najwyraźniej bardzo mu się podoba. Poza tym jak muzyczka gra to z założenia morowo jest (prawdopodobnie jest to efekt prenatalnych sesji reggae z tatą).
***
Jadąc na muzyczkę wsiedliśmy w wesoły tramwaj: jechał z nami akordeonista, oburzony pomstujący na konfidentów wyprzedających naród, który każdą wypowiedź kończył odniesieniem do warzyw (i cebule wymarzły, i pomidory. i rzodkiewka. i jabłka.) oraz wycieczka dzieci. Dzieciom bardzo podobał się bobas (efekt ubierania Ignaca w białe futerko, w którym wygląda jak mini mis polarny): dziewczęta robiły "uuuu, jaki słodkiiiii" a chłopcy intonowali "lulajże".
***
W domu natomiast gra karuzela z misiami (wariacja nt. panie Janie), mata edukacyjna (odgłosy puszczy + zestaw skocznych melodyjek) i radio PIN.
***
Są takie chwile, że najpiękniejsza muzyką dla mych uszu jest cisza. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz