sobota, 30 czerwca 2012
ostatni czerwcowy
nie wiem, jak wygląda poród, ale czuję, że to może być to.
czwartek, 28 czerwca 2012
nie, nie i jeszcze raz nie
bo kto by wychodził na zewnątrz, kiedy wewnątrz pogoda nie robi fikołków, tata i mama głaszczą, można posłuchać meczów a żarełko płynie szerokim strumieniem? położna poleciła mi się więcej ruszać, rozważam kick-boxing.
niedziela, 24 czerwca 2012
bookies
wszystko wskazuje na to, że dzidziol będzie przeterminowany. to jak, obstawiacie termin? (bo że Euro wygrają Niemcy, to chyba wiadomo)
środa, 20 czerwca 2012
niedziela, 17 czerwca 2012
dziwne sny
śniło mi się dzisiaj, że byłam czarnoksiężnikiem. siedziałam z drugim czarnoksiężnikiem, jak dwie wrony, na balustradzie tarasu wysokiej wieży i rozmawialiśmy o sprawach rodzinnych. mieliśmy wisiorki - na długich, złotych łańcuszkach dyndały monety o dziwacznych nominałach (np. 59 zł) oprawione w złoto i platynę. a potem przyszedł olbrzym i sprzedał nam pelargonie, które były niebywale drogie...
i tak co noc - kalejdoskop dziwacznych, kolorowych snów, posplatanych z elementów rzeczywistości oraz zupełnie nieprawdopodobnych obrazków. uroki ostatnich dni ciąży.
***
odbyło się również ostatnie oglądanie dzidziola, które bardzo go zirytowało (machał łapkami i ogólnie protestował odwracając się pupą do usg). następne oględziny już po coming-oucie. oficjalnie widzimy się za tydzień.
i tak co noc - kalejdoskop dziwacznych, kolorowych snów, posplatanych z elementów rzeczywistości oraz zupełnie nieprawdopodobnych obrazków. uroki ostatnich dni ciąży.
***
odbyło się również ostatnie oglądanie dzidziola, które bardzo go zirytowało (machał łapkami i ogólnie protestował odwracając się pupą do usg). następne oględziny już po coming-oucie. oficjalnie widzimy się za tydzień.
sobota, 16 czerwca 2012
piłka w grze
no cóż, piłka jest jedna, bramki są dwie, my z dzidziolem gramy dalej i szykujemy się na wielki finał. i jedno wam powiem - ten finał będzie dla Polski ;)
niedziela, 10 czerwca 2012
kwestia tortu
wchodzę do piekarni, a sprzedawczynie (dwie, chórem): witamy panie czy witamy państwa?
***
taaak, pytanie o płeć dzidziola stało się stałym punktem programu każdego dnia; znajomi i nieznajomi odczytują ją z kształtu brzucha (standard) lub piersi (nowinka z Bali), mojego samopoczucia, preferencji kulinarnych (w tejże piekarni: ja <poproszę dwie bułki toskańskie - takie z suszonymi pomidorami i oliwkami> sprzedawczyni: <o,widać, że chłopiec!> ja: <i croissanta z czekoladą> sprzedawczyni: <a to mi pani koncepcję popsuła> ja - wstrząśnięta, niezmieszania: <to dla męża> sprzedawczyni, triumfalnie: <no wiedziałam, że chłopiec!>), koloru ubranek (dziewczynka), zachcianek (u mnie piwo i frytki, piwo i frytki, ... a na deser lody), snów i układu gwiazd... ale nic to! przeczytałam ostatnio na gazecie, że furorę robią przyjęcia z tortem, który informuje przyszłych rodziców, jakiej płci będzie ich dziecko (całość tutaj); lekarz robi usg, zapisuje wynik na karteczce, karteczkę daje się cukiernikowi, który robi tort z różowym wnętrzem na okoliczność dziewczynki lub z niebieskim na okoliczność smurfa... tfu...! chłopca. tort zjedzony, reklamacje nieuwzględniane.
***
na ostatnim planete doc Margaret Atwood mówiła, że wiele z pomysłów w jej książkach to nie wyobraźnia, tylko śledzenie informacji ze świata czterech stron (np. w Roku potopu występują breloczki z żywymi rybkami, co nie jest fikcją literacką tylko pomysłem made in China) i że niestety pomysłowość ludzka nie zna granic. oj, nie zna.
***
taaak, pytanie o płeć dzidziola stało się stałym punktem programu każdego dnia; znajomi i nieznajomi odczytują ją z kształtu brzucha (standard) lub piersi (nowinka z Bali), mojego samopoczucia, preferencji kulinarnych (w tejże piekarni: ja <poproszę dwie bułki toskańskie - takie z suszonymi pomidorami i oliwkami> sprzedawczyni: <o,widać, że chłopiec!> ja: <i croissanta z czekoladą> sprzedawczyni: <a to mi pani koncepcję popsuła> ja - wstrząśnięta, niezmieszania: <to dla męża> sprzedawczyni, triumfalnie: <no wiedziałam, że chłopiec!>), koloru ubranek (dziewczynka), zachcianek (u mnie piwo i frytki, piwo i frytki, ... a na deser lody), snów i układu gwiazd... ale nic to! przeczytałam ostatnio na gazecie, że furorę robią przyjęcia z tortem, który informuje przyszłych rodziców, jakiej płci będzie ich dziecko (całość tutaj); lekarz robi usg, zapisuje wynik na karteczce, karteczkę daje się cukiernikowi, który robi tort z różowym wnętrzem na okoliczność dziewczynki lub z niebieskim na okoliczność smurfa... tfu...! chłopca. tort zjedzony, reklamacje nieuwzględniane.
***
na ostatnim planete doc Margaret Atwood mówiła, że wiele z pomysłów w jej książkach to nie wyobraźnia, tylko śledzenie informacji ze świata czterech stron (np. w Roku potopu występują breloczki z żywymi rybkami, co nie jest fikcją literacką tylko pomysłem made in China) i że niestety pomysłowość ludzka nie zna granic. oj, nie zna.
sobota, 2 czerwca 2012
3 weeks to go
dzidziol nie ustaje w ćwiczeniach, nie wiem jak tam jego kontinuum, ale może instynkt podpowiada mu, że po urodzeniu należy natychmiast pobiec po mleko do lodówki?
***
czytanie "W głębi kontinuum" okazało się być bardzo na czasie; temat rodzicielstwa bliskości przeplatany z macierzyństwem bez fikcji królował w prasie (oczywiście w prasie kobiecej) z okazji dnia matki/dnia dziecka (w prasie ogólnopłciowej rządzi Euro, a o prasie męskiej niewiele mi wiadomo, chociaż wyobraźnia podpowiada, że tematy dzieciowe średnio pasują do magazynów typu playboy, mimo zwodniczej nazwy). my w każdym razie czytamy o kontinuum sami z siebie i sami dla siebie: Fr odkrywa swoje indiańskie cechy osobowości, ja zastanawiam się nad tym, ile kontinuum jest (jeszcze? nadal? w ogóle?) we mnie. czy wystarczy go na ostateczne starcie ze służbą zdrowia? czy wystarczy żeby po n-tej godzinie porodu nie błagać o zastosowanie wszelkich metod kończących tę przygodę? czy moje ciało aby nie potrzebuje suflera?
***
jedno jest pewne: jeszcze jedna historia okołoporodowa utrzymana w konwencji teksańskiej masakry piłą maszynową, a własnoręcznie dokonam na opowiadaczce teksańską masakrę piłą maszynową II.
***
czytanie "W głębi kontinuum" okazało się być bardzo na czasie; temat rodzicielstwa bliskości przeplatany z macierzyństwem bez fikcji królował w prasie (oczywiście w prasie kobiecej) z okazji dnia matki/dnia dziecka (w prasie ogólnopłciowej rządzi Euro, a o prasie męskiej niewiele mi wiadomo, chociaż wyobraźnia podpowiada, że tematy dzieciowe średnio pasują do magazynów typu playboy, mimo zwodniczej nazwy). my w każdym razie czytamy o kontinuum sami z siebie i sami dla siebie: Fr odkrywa swoje indiańskie cechy osobowości, ja zastanawiam się nad tym, ile kontinuum jest (jeszcze? nadal? w ogóle?) we mnie. czy wystarczy go na ostateczne starcie ze służbą zdrowia? czy wystarczy żeby po n-tej godzinie porodu nie błagać o zastosowanie wszelkich metod kończących tę przygodę? czy moje ciało aby nie potrzebuje suflera?
***
jedno jest pewne: jeszcze jedna historia okołoporodowa utrzymana w konwencji teksańskiej masakry piłą maszynową, a własnoręcznie dokonam na opowiadaczce teksańską masakrę piłą maszynową II.
Subskrybuj:
Posty (Atom)